wtorek, 10 kwietnia 2012

rozdział piąty


Myślcie, co chcecie, ale jak na razie jestem z siebie dumny! Nie zapomniałem wziąć kluczy ani pieniędzy na drugie śniadanie i nie spóźniłem się na autobus! A ten mój cudowny humor prysł niczym mydlana bańka, bo właśnie zaczynamy fizykę. Och, za co zostałem tak pokarany, żeby mieć fizykę dwa razy w tygodniu, w dodatku w poniedziałek i wtorek?! Zająłem miejsce w ławce i zastanawiałem się co będzie, jak wywoła mnie do odpowiedzi. Pewnie jak nie będę czegoś wiedział, zrobi ze mnie pośmiewisko, albo zawinie w sreberko i upiecze.
- Kto jest chętny do odpytki z poprzedniej lekcji? - powiedziała nauczycielka - Jeżeli nikt się nie zgłosi, sama kogoś wybiorę, ale wtedy pytania już nie będą takie łatwe, więc jak sobie chcecie... - o nie, nie. Tylko żeby nie mnie. Nie mnie, proszę, tylko nie ja.
- Las rąk, naprawdę, nie pchajcie się tak, bo nie wiem kogo wybrać! - Ciekawe, czy tylko ja wyczułem ten sarkazm. - Tak, więc... Do odpowiedzi przyjdzie... Avery, chodź no tutaj. Zobaczymy, co umiesz. - Wiedziałem, po prostu wiedziałem!



- A-ale... Ja nic nie um...
- Chodź, no, nie bój się, przecież cię nie zjem. - Och, no wcale, co najwyżej postawi mi pani piękną i lśniącą jedyneczkę w dzienniku!
- Powiedz mi, czy wiesz, jaka jest jednostka na ogniskową soczewki i zdolność skupiającą soczewki? - Czy to aby nie było w gimnazjum? Nie pamiętam żadnych wzorów ani jednostek... Zresztą, ja nic nie pamiętam! Czemu akurat pyta tego?! Nie mogła zapytać z... hm... mogłaby nie pytać w ogóle!
- Eeee... to jest... to będzie... yyy...
- Jeden dżul! - słyszę szept Petera z pierwszej ławki. Czyżby mi podpowiadał? Tylko, czy dobrze...
- To będzie... jeden... jeden dżul? - Źle! A może trafiłem? A raczej... może Peter trafił?
- Na Boga, dziecko, co ty wygadujesz?! Pytam cię o jednostkę na ogniskową soczewki, a nie o jednostkę energii! Może będziesz wiedział chociaż, jaka jest jednostka na napięcie elektryczne, hm? - No tak, pewnie że wiem!
- Nie wiem, proszę pani... - Oficjalnie stałem się pośmiewiskiem całej klasy. Jak mogę niczego nie pamiętać?!
- Siadaj, jedynka. Mam nadzieję, że jakoś to poprawisz, bo nie wygląda to za dobrze w dzienniku...
- Postaram się. - Czyli tego nie zaliczę. Chyba muszę poważnie rozważyć opcję korepetytora z fizyki, bo jak tak dalej pójdzie, to nie zaliczę tej klasy.

Nprawdę myślałem, że oprócz fizyki nic nie zepsuje mi dzisiaj dnia. Wierzyłem w to, dopóki nie zaczął się WF.
- Za pięć minut widzę was wszystkich na sali gimnastycznej! Macie być przebrani i gotowi do lekcji - krzyknął nauczyciel.
Zająłem miejsce w rogu szatni, wypakowałem dres z plecaka, po czym zacząłem się przebierać. Zrzuciłem z siebie podkoszulek, a następnie... chwila... to tylko moje wrażenie czy Peter naprawdę nachalnie patrzy się na moje nagie od pasa w górę ciało? Czy ja wyglądam jak eksponat w muzeum? W tym samym momencie poczułem dokładnie to samo, co czułem, gdy Andrew zobaczył mnie przebierającego się w przymierzalni. Peter dostrzegł, że to zauważyłem i dokładnie teraz wybiegł jak poparzony na dźwięk dzwonka.
- Dobra, są wszyscy?
- Tak! - odpowiada churkiem kilka osób.
- Dzisiaj, tak jak zwykle we wtorki, gramy w zbijaka. Tuck i... I Peter, możecie wybrać skład swoich drużyn, a ja muszę iść... eee... wpisać nieobecności, właśnie tak. Jak skończycie wybierać, zróbcie rozgrzewkę, a potem zacznijcie grę. Tak też zrobiliśmy. Zostałem jako ostatni i trafiłem do drużyny Tucka. Po chwili rozgrzewki zaczęliśmy grę. Ja, jak zwykle, tylko stałem i co jakiś czas unikałem piłki. Graliśmy na punkty, więc nie musieliśmy schodzić z boiska. Pewnie gdybyśmy mieli schodzić, dałbym się trafić, by w tym nie uczestniczyć. Ciekawe, co teraz robi Andrew. Zapewne siedzi i piję kawę, w końcu niedługo idzie do pracy. Dobrze, że wziąłem klucze, bo jak znów miałbym siedzieć u tego sąsiada... Z zamyślenia wyrwały mnie krzyki, które informowały mnie, że zaraz dos...
- AŁ! - Boże, moja głowa. Zaraz upadnę...
- Nic ci nie jest? - Podbiega do mnie zaniepokojony nauczyciel, a zaraz za nim kilku uczniów robi kółeczko wokół mnie i przyglądają się całemu zdarzeniu, szepcząc coś do siebie tak cicho, że nie zdołałem nic usłyszeć.
- Nie, nic mi nie jest. Tylko głowa mnie trochę boli... - Powiedziałem niezwykle cicho, a ból głowy nasilał się coraz bardziej.
- Nieważne kto to zrobił, no już, kończcie grę. Peter, zajmij się kolegą. Zaprowadź go do pielęgniarki, bo z tego co widzę, to chyba ma niezłego guza.
Czuję, jak ktoś pomaga mi wstać, a jest to zapewne Peter, któremu kazano to zrobić. Wstałem i chwiejnym krokiem wyszliśmy z sali. Jak mogłem się tak zamyslić i nie zauważyć, że zaraz dostanę piłką. Dobrze, że usłyszałem chociaż, że nią dostanę...
- Przepraszam... Naprawdę nie chciałem Cię uderzyć w głowę ani aż tak mocno... - Mówi nagle Peter, nie patrząc mi w oczy. Chyba naprawdę jest mu przykro.
- Nic się nie stało, serio. - Odpowiadam na przeprosiny, uśmiechając się blado. - Ale przeprosiny przyjęte!
Peter tylko odpowiada lekkim uśmiechem i resztę drogi ze sobą nie rozmawiamy. Czuję się tak... Tak niezręcznie. Idąc koło chłopaka, czuję zapach mydła zmieszanego z męskimi perfumami. Zapach jest dość przyjemny. W końcu znajdujemy się przy gabinecie pielęgniarki. Wchodzę do środka razem z Peter, po chwili pielęgniarka każe mu wrócić na lekcję i przekazać nauczycielowi, że już nie wrócę.
- Dostałeś piłką? - pyta.
- Tak, przy grze w zbijaka - odpowiadam wciąż cichym, słabym głosem.
- Opatrzę Ci to, a potem idź się przebierz i zmykaj do domu, lepiej żebyś nie siedział na lekcjach w takim stanie.
Po jakichś dziesięciu minutach wyszedłem z gabinetu i udałem się do szatni. Przebrałem się szybko w ciuchy, a potem poszedłem do domu.

Zatrzymałem się przed drzwiami, żeby znaleźć klucze w plecaku. Po chwili otwieram drzwi i wchodzę do środka, zamykając za sobą zamek. Słyszę z salonu telewizor.
- Już wrócileś? - woła Andrew.
- Tak, już jestem. - odpowiadam cicho, po czym idę do siebie do pokoju, zdejmując przed tym kurtkę i buty. Kładę plecak koło łóżka, a sam kładę się na nim, a potem wzdycham dość głośno.

Słyszę kroki zmierzające w stronę mojego pokoju, po chwili do drzwi puka wujek i wchodzi do środka. Siada na rogu łóżka, patrząc na mnie przenikliwie.
- Stało się coś w szkole? - pyta, chyba trochę zaniepokojony. To, że dostałem piłką, to widać. Gorzej z jedynką, którą dostałem już drugiego dnia szkoły z fizyki. Powiedzieć mu?
- Pała... - Wyrzucam z siebie nie myśląc nawet co mówię. Boże, jak to zabrzmiało! Na tą myśl czerwienię się, czuję jak policzki przybierają purpurowy kolor i czuję wyraźne pieczenie.
- To znaczy, że mam się rozbierać? Czy może ty...? - Pyta wujek, uśmiechając się lekko w żarcie.
- Uch! Nie o to mi chodziło...! - Przewracam się szybko na brzuch i chowam twarz w poduszkę. Musiałem wyglądać żałośnie.
- Co ci się stało w głowę? - Pyta, zmieniając temat, chyba specjalnie, widząc moją reakcje. No i bardzo dobrze, że na mnie nie naciska, bo chyba bym się spalił ze wstydu!
- Dostałem piłką na WF. Zamyśliłem się i nie zauważyłem że leci wprost na mnie, no i tak wyszło... - mówię.
Słyszę, jak wujek powstrzymuje się od śmiechu, po czym nic nie mówiąc, wychodzi z pokoju. Znów słychać telewizor, a potem nie wiem co się stało, bo chyba zasnąłem...


Sekushi

1 komentarz:

  1. dzisiaj nie mam weny, dlatego mój pierwszy komentarz na tym blogu będzie dosyc krótki za co przepraszam x D Hmmm, ogólnie rzecz ujmując opowiadanie jest bardzo fajne, dobrze piszesz, masz bogate słownictwo, ładnie ułożone zdania, wielki plus dla ciebie ^^ ale długośc rozdziału... Są zdecydowanie za krótkie. Ale wybaczam, ważne że treśc mnie zadowoliła ;3. Z niecerpliwością czekam na rozdział 6, pod kolejną notką komentarz będzie dłuższy : P pozdrawiam i zapraszam do siebie <3

    OdpowiedzUsuń