piątek, 6 lipca 2012

Zawiadomienie

Autorka opowiadania "Lethal Love" oraz jej pomagier obecnie pracują nad innym projektem i bardzo przepraszają, ale w najbliższej przyszłości nowe rozdziały opowiadania nie będą publikowane.
Dziękujemy.

wtorek, 10 kwietnia 2012

rozdział piąty


Myślcie, co chcecie, ale jak na razie jestem z siebie dumny! Nie zapomniałem wziąć kluczy ani pieniędzy na drugie śniadanie i nie spóźniłem się na autobus! A ten mój cudowny humor prysł niczym mydlana bańka, bo właśnie zaczynamy fizykę. Och, za co zostałem tak pokarany, żeby mieć fizykę dwa razy w tygodniu, w dodatku w poniedziałek i wtorek?! Zająłem miejsce w ławce i zastanawiałem się co będzie, jak wywoła mnie do odpowiedzi. Pewnie jak nie będę czegoś wiedział, zrobi ze mnie pośmiewisko, albo zawinie w sreberko i upiecze.
- Kto jest chętny do odpytki z poprzedniej lekcji? - powiedziała nauczycielka - Jeżeli nikt się nie zgłosi, sama kogoś wybiorę, ale wtedy pytania już nie będą takie łatwe, więc jak sobie chcecie... - o nie, nie. Tylko żeby nie mnie. Nie mnie, proszę, tylko nie ja.
- Las rąk, naprawdę, nie pchajcie się tak, bo nie wiem kogo wybrać! - Ciekawe, czy tylko ja wyczułem ten sarkazm. - Tak, więc... Do odpowiedzi przyjdzie... Avery, chodź no tutaj. Zobaczymy, co umiesz. - Wiedziałem, po prostu wiedziałem!


środa, 14 marca 2012

rozdział czwarty


- Gabriel, zejdź na dół, śniadanie czeka! Poza tym spóźnisz się do szkoły! - Po ostatnim zdaniu otrzeźwiałem. Bo to dzisiaj. Dzisiaj idę do nowej szkoły. O nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Ja nigdzie nie idę! Po co wymyślili coś takiego jak szkoła...
- Gabriel, ja nie żartuję! Jak zaraz cię tu nie będzie, sam po ciebie przyjdę! - słysząc słowa wujka owijam się szczelnie kordłą od stóp aż po głowę i próbuję nie myśleć. Właśnie w tym momencie słyszę kroki i czuję jak ściąga ze mnie kordłę, a potem wywleka mnie za rękę pod prysznic.
Siedzę ubrany i jem śniadanie najwolniej jak potrafię. Aż się zdziwiłem, że umiem jeść aż tak wolno! Tylko teraz spóźnię się do szkoły...


niedziela, 11 marca 2012

Uwaga!

Dzisiaj nie pojawi się rozdział, po prostu brakło mi czasu, żeby go skończyć. 
Mam nadzieję, że na jutro go skończę, a najpóźniej na wtorek.
Przepraszam za te utrudnienia, ale nie wiedziałam, że tak wyjdzie. 
No i przepraszam za niedotrzymywanie terminów.

niedziela, 4 marca 2012

rozdział trzeci


Andrew jest po prostu nie do zdarcia! Skąd on bierze na to wszystko siłę? Po prostu nie mam pojęcia! Na drugi tydzień ferii wziął wolne i postanowił cały ten czas spędzić ze mną na różnych wycieczkach i tego typu rzeczach. Dzień w dzień gdzieś wychodziliśmy, więc w domu byłem tylko po to, żeby się wyspać i nabrać sił na kolejny dzień, który zapowiadał się idealnie. Rano mieliśmy zjeść pełnowartościowe śniadanie i wyruszyć na łyżwy. I tylko tyle wiem, bo reszty Andrew nie chciał mi zdradzić. Zapewnił mnie tylko, że ten dzień zapamiętam na długo. Tak, jak mówiłem, siedzimy teraz przy stole i pożeramy śniadanie. Dosłownie pożeramy, a w sumie bardziej ja, żeby skończyć jak najszybciej. Dlaczego? Byłem ciekawy, co Andrew zaplanował i nie mogłem się doczekać. Wrodzona ciekawość brała nade mną kontrolę.
- Więc, co dzisiaj robimy...? - Zagaduję.
- Zobaczysz. - Odpowiada krótko, co tylko irytuje mnie jeszcze bardziej.
Jakby nie mógł mi po prostu powiedzieć, a miałby mnie i moje ciągłe marudzenie z głowy! Ale nie, wuj jest nieugięty i chyba na prawdę powinienem sobie odpuścić te próby wyciągnięcia z niego tych wiadomości. Ale z drugiej strony chciałbym wiedzieć, co to będzie. Boję się, że jego pomysł mi się nie spodoba, a on to zauważy. A jeżeli Andrew się domyśli, to wszystko szlag jasny trafi. Specjalnie wziął wolne od pracy i skupił się na mnie, a równie dobrze mógł wyjść gdzieś z kimś czy porobić coś bardziej interesującego niż zajmować się mną. A sama myśl, że mógłbym zepsuć tym cały ten dzień i to w sumie ostatni dzień wzbudza we mnie pewnego rodzaju złość.

niedziela, 26 lutego 2012

rozdział drugi

Rozdział dedykuję Piotrkowi, który bardzo, bardzo, bardzo mi pomaga i w sumie bez niego by chyba nie wyszło...



- Kurwa! - raz po raz krzyczałem w stronę drzwi od swojego pokoju coraz gorsze wyrazy, pakując w tym czasie nieudolnie ciuchy do walizki. Było coraz później, a ja byłem coraz bardziej zmęczony. W końcu zakończyłem pakowanie i tak jak stałem, opadłem na łóżko. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem, a już był następny dzień i czas wyjazdu. Nagle poczułem szarpanie za ramię.
- Czas wstawać. Zaraz masz być na dole. Nie prowokuj mnie, bym fatygował się do Ciebie jeszcze raz... - lodowaty głos mojego ojca to najlepszy budzik z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia.
W końcu wywlekłem się z łóżka i (jak zwykle) wolno niczym ślimak udałem się do łazienki. Uch, na prawdę, nie mogę zostać w domu? Nie mam ochoty nigdzie jechać. Nie wiem gdzie będę mieszkał ani z kim... Nie lubię tkwić w niepewności. Ale chyba nawet jakbym symulował, że jestem śmiertelnie chory i tak by mnie tam wysłał. Cóż, chyba już zapadł wyrok dla mnie.


niedziela, 12 lutego 2012

rodział pierwszy


- Żeby tylko... żeby tylko nie wrócił... - powtarzałem w myślach, modląc się o to, by ojciec nie wrócił. Nagle hałas pod oknem, serce bije szybciej. Coraz głośniejszy hałas, nagły trzask drzwi. Śmiechy, krzyki, znajomy głos. Ojciec. Wrócił. Sprośny żarcik w stronę następnej "koleżanki" i znów głośny śmiech. Podszedłem do uchylonych drzwi, nasłuchać, czy ojciec się do mnie nie wybiera. Znów trzask drzwi. Cisza. Kroki po schodach. Coraz głośniejsze. Przez szparę w uchylonych drzwiach widać sylwetkę. Coraz wyraźniejszą. Uciekam szybko na łóżko, udaję że śpię. Ojciec się zbliża. Nagły huk otwieranych z potężną siłą drzwi do mojego pokoju. Kroki w stronę mojego łóżka. Serce wali coraz bardziej, ciało zaczyna się trząść ze strachu. Czuję na sobie wzrok ojca. Wstrzymuję oddech. Chwiejny krok w stronę drzwi, trzask, cisza. Jest bezpiecznie, chyba. Po krótkiej chwili obracam się niespiesznie w stronę drzwi. W pokoju nikogo nie ma oprócz mnie. Ulga, serce bije w normie.