niedziela, 12 lutego 2012

rodział pierwszy


- Żeby tylko... żeby tylko nie wrócił... - powtarzałem w myślach, modląc się o to, by ojciec nie wrócił. Nagle hałas pod oknem, serce bije szybciej. Coraz głośniejszy hałas, nagły trzask drzwi. Śmiechy, krzyki, znajomy głos. Ojciec. Wrócił. Sprośny żarcik w stronę następnej "koleżanki" i znów głośny śmiech. Podszedłem do uchylonych drzwi, nasłuchać, czy ojciec się do mnie nie wybiera. Znów trzask drzwi. Cisza. Kroki po schodach. Coraz głośniejsze. Przez szparę w uchylonych drzwiach widać sylwetkę. Coraz wyraźniejszą. Uciekam szybko na łóżko, udaję że śpię. Ojciec się zbliża. Nagły huk otwieranych z potężną siłą drzwi do mojego pokoju. Kroki w stronę mojego łóżka. Serce wali coraz bardziej, ciało zaczyna się trząść ze strachu. Czuję na sobie wzrok ojca. Wstrzymuję oddech. Chwiejny krok w stronę drzwi, trzask, cisza. Jest bezpiecznie, chyba. Po krótkiej chwili obracam się niespiesznie w stronę drzwi. W pokoju nikogo nie ma oprócz mnie. Ulga, serce bije w normie. 


Obudziło mnie słońce, które wdarło się nieproszone przez rozsunięte lekko zasłony. Wstałem ociężale z łóżka i ślamazarny krokiem udałem się do łazienki wziąć prysznic. Idąc korytarzem mijałem pokój gościnny, w którym zauważyłem wciąż śpiącego ojca w garniturze, a obok łóżka stała jeszcze butelka z wczoraj. Ale sam fakt, że tata śpi o tej porze, kiedy głównie w tym momencie dawno przesiadywał u siebie w gabinecie lub na jakimś spotkaniu z pracy. Może i była niedziela, ale on jakoś nigdy nie zwracał uwagi na to, czy jest środa czy niedziela. Minąłem sprawnie pokój gdzie spał tata, i udałem się szybkim krokiem do łazienki. Po niecałych 30 minutach pobytu w wannie nadszedł czas na wyjście z łazienki i zjedzenie śniadania. Co jak co, ale u mnie śniadanie jest podstawą, więc nie mogę go przegapić. Jakby na to spojrzeć, wpoiła mi to mama, która codziennie rano robiła mi śniadanie. Ale odkąd... odkąd mama umarła, sam muszę je robić. Tak, moja mama nie żyje. Zmarła, gdy miałem 10 lat, czyli 7 lat temu, w wypadku samochodowym. Początkowo lekarze wmawiali mi, że wszystko będzie z nią w porządku, że z tego wyjdzie. Ale skłamali i od tamtej pory lekarzom nie wierzę w żadne słowo. I tak się stało, że od tamtego wydarzenia mieszkam z ojcem, który, jak można wywnioskować z wczorajszej sytuacji dobrym tatą nie jest. Ciągłe wyjścia wieczorem i wracanie w nocy zupełnie zalanym z jakąś młodą panią u boku. A w dzień? Udawany przez niego pracoholizm, ciągłe telefony, spotkania, papierki. Czasami mam wrażenie, że on na prawdę nie zdaje sobie spary w sytuacji zaistniałej w domu. Ja sobą opiekuje się sam, bo on nigdy nie ma czasu. Najchętniej wyjechałbym stąd, by być jak najdalej od niego, ale jak na razie mi to uniemożliwia. Gdy tylko wejdę w pełnoletność to wyjadę gdzieś, ułożę sobie życie i będę żył dobrze i szczęśliwie.

Z zamyślenia wyrwały mnie słowa ojca, wołającego mnie do swojego gabinetu. Nie często się zdarza, że wzywa mnie do siebie, więc to musi być coś poważnego, ale jakoś nic sobie z tego nie robię. Mało obchodzą mnie jego kazania na temat mojej nauki czy zachowania. Jakoś przywykłem do ciągłego narzekania na mnie i moje poczynania. Udałem się w końcu do ojca trochę leniwym krokiem. Zapukałem lekko w drzwi i wszedłem do środka. Tata siedział za biurkiem i nawet nie oderwał oczu od papierków, które bacznie przeglądał. wskazał jedną ręką na krzesło na przeciwko niego i powiedział krótko:
- Usiądź.
Zrobiłem, jak powiedział. Opadłem na krzesło, rozkładając się wygodnie i zakładając jedną nogę na drugą. Machałem stopą, rozglądając się po suficie i przyglądając obrazom na ścianach. Na jednym z nich była fotografia. Fotografia mamy. Wpatrywałem się w nią dość długo, dopóki ojciec nie wyrwał mnie z zamyślenia.
- Cóż, Gabrielu, musimy porozmawiać - oznajmił iście grobowym głosem - Nasza sytuacja nie należy do łatwiejszych, zdajesz sobie chyba z tego sprawę. Co za tym idzie, podjąłem decyzję, o której chciałbym Cię teraz poinformować i niestety czy chcesz, czy nie, decyzja zapadła i w tym przypadku nie mogę liczyć się z twoim zdaniem, bo doskonale wiem, jakie ono by było. Mianowicie, będziesz musiał wyjechać stąd na jakiś czas. Sprawy szkoły są już załatwione, więc o to się nie martw.
- A-ale jak to? Gdzie wyjeżdżam?! O co do diabła ci chodzi, co? Przeszkadzam Ci tu? No powiedz! Powiedz, że ciągle Ci zawadzam i że masz mnie dość! - z każdym słowem krzyczałem coraz głośniej, a ojciec wpatrywał się we mnie z uwagą i zdziwieniem. Oddychałem płytko, a we mnie się aż gotowało. Byłem wściekly! Jaka wyprowadzka do licha?! Nie chcę nigdzie wyjeżdżać. Może i nie mam tutaj wielu znajomych, w sumie nie mam żadnych, bo na każdym kroku ktoś mi dopieka... Po prostu nie chcę i już!
- Synu, co Ty mówisz. Tak, czy inaczej, decyzja jest podjęta i żadne krzyki tego nie zmienią. Spakuj się. Jutro z rana przyjedzie po Ciebie samochód i zawiezie Cię w wyznaczone miejsce - odparł całkowicie spokojnie - A teraz wyjdź, bo mam masę pracy i nie przeszkadzaj mi już dzisiaj - to było powiedziane już nieco bardziej szorstkim głosem.
O co w ogóle chodzi? Przecież nie ma żadnego powodu na moją wyprowadzkę. Wyjeżdżam gdzieś, nawet nie wiem gdzie, będę mieszkał u kogoś... W sumie nawet tego nie wiem. Nie mam pojęcia z kim będę mieszkał i kto to dla mnie będzie. Podsumowując? Nic nie wiem. Decyzja została podjęta. A ja? A ja jak zwykle nie mam nic do gadania, nawet na swój temat...
To wszystko jest jakieś popieprzone...


Sekushi

2 komentarze:

  1. Hmmmm przeczytałam narazie początek...
    Nieźle nieźle, tylko gdybyś ograniczył/ła powtórzenia byłoby gites :)
    Czytam dalej :)

    OdpowiedzUsuń