niedziela, 26 lutego 2012

rozdział drugi

Rozdział dedykuję Piotrkowi, który bardzo, bardzo, bardzo mi pomaga i w sumie bez niego by chyba nie wyszło...



- Kurwa! - raz po raz krzyczałem w stronę drzwi od swojego pokoju coraz gorsze wyrazy, pakując w tym czasie nieudolnie ciuchy do walizki. Było coraz później, a ja byłem coraz bardziej zmęczony. W końcu zakończyłem pakowanie i tak jak stałem, opadłem na łóżko. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem, a już był następny dzień i czas wyjazdu. Nagle poczułem szarpanie za ramię.
- Czas wstawać. Zaraz masz być na dole. Nie prowokuj mnie, bym fatygował się do Ciebie jeszcze raz... - lodowaty głos mojego ojca to najlepszy budzik z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia.
W końcu wywlekłem się z łóżka i (jak zwykle) wolno niczym ślimak udałem się do łazienki. Uch, na prawdę, nie mogę zostać w domu? Nie mam ochoty nigdzie jechać. Nie wiem gdzie będę mieszkał ani z kim... Nie lubię tkwić w niepewności. Ale chyba nawet jakbym symulował, że jestem śmiertelnie chory i tak by mnie tam wysłał. Cóż, chyba już zapadł wyrok dla mnie.


Stałem przy oknie, uchylając firankę i wyglądałem przez okno wyczekując tego przeklętego samochodu. Po prostu pojadę i będę się zachowywał normalnie, grzecznie, jak na porządnego chłopaka przystało. Nawet, jeżeli nie mam takiej ochoty, to chyba jednak wypadałoby. Po chwili zauważyłem wjeżdżający na podwórze samochód i już wiedziałem, że czas. Zabrałem walizkę i wyszedłem z domu.Czy tam... To nie jest ta kobieta, którą słyszałem wczoraj...? Podobny śmiech... No nic. Przyjechał samochód, a długo tak na mnie czekać nie będzie. Kierowca zauważywszy mnie wysiadł z pojazdu i otworzył przede mną drzwi zabierając jednocześnie walizkę i pakując ją do bagażnika. Zdążyłem wsiąść i zapiąć pasy a kierowca zjawił się w środku i po niedługiej chwili ruszyliśmy. Siedziałem oparty łokciem o rączkę na drzwiach, podpierając się o brodę i bezustannie patrząc w okno zastanawiałem się jak tam będzie. Czy będę mieszkał w domu czy w starej kamienicy. Czy osoba, która będzie się mną zajmować jest stara, czy młoda. Czy miła, a może wredna. Tego typu pytania zaprzątały mi głowę jeszcze jakiś czas. Podróż trwała dość długo, bo zdążyłem poczytać książkę, nabazgrać w zeszycie i jeszcze zasnąć na ponad dwie godziny, po czym zostałem brutalnie obudzony przez kierowcę, który prawie wyszarpał mnie za ramię z samochodu. Gdy wysiadłem, dostałem do ręki kartkę z adresem, a walizka stała koło mojej lewej nogi. Po chwili stałem przed jakąś starą, sypiącą się kamienicą, a po aucie nie było nawet śladu. Zmierzyłem budynek ostrożnym wzrokiem, po czym złapałem za torbę z ciuchami i wszedłem do bramy na przeciwko mnie. Szedłem ciemną klatką do wyznaczonego mieszkania, aż w końcu dotarłem, nie omieszkając kilka razy prawie się zabić na tych przeklętych schodach. Stałem przed drzwiami mieszkania zastanawiając się czy aby na pewno dobrze trafiłem. Spojrzałem kilka razy na numer drzwi i na kartkę z adresem, aby się upewnić. Kiedy już byłem pewny, zapukałem lekko i niepewnie do drzwi, ale nikt nie otwierał, więc zapukałem mocniej i pewniej. Usłyszałem kroki i drzwi otworzył mi młody, umięśniony chłopak.
- Tak...? - zapytał, patrząc na mnie uprzejmie z miłym uśmiechem.
- Wuj Andrew?
To był mój wujek? Taki młody? Aż nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
- N-nie... - zaśmiał się - zaraz zawołam, a Ty wejdź, proszę - oznajmił z szerokim uśmiechem, wskazując dłonią, bym wszedł.
Stawiałem kroki nieco niepewnie, chociaż od dzisiaj jestem u siebie w domu. Stałem w korytarzu, a chłopak, który wpuścił mnie do środka wydarł się niesamowicie głośno: "AAAANDREEEW, masz gościa!"
Poczułem się nieco dziwnie. W końcu mówił o mnie, prawda? Zaraz po chwili pojawił się wuj Andrew i uściskał moją dłoń serdecznie.

- Więc, to Ty jesteś Gabriel, mój bratanek, tak? Myślałem, że będziesz nieco młodszy, bo jak ostatnim razem Cię widziałem sięgałeś mi nawet nie do pasa. - zaśmiał się, upijając łyk porannej kawy. Siedział w samych szortach, bez koszulki. Miał niedługie, rude włosy, niedbale ułożone, a jedno pasmo spadało mu na oczy przez co wyglądał bardzo uroczo. Miał bladą cerę, a na twarzy było pełno piegów. Był niewiele starszy od chłopaka, który właśnie krzyknął coś na pożegnanie i wyszedł z trzaskiem drzwi.
-No tak, jestem Gabriel właśnie. Mam nadzieję, że mój pobyt u Ciebie nie sprawi ci większych kłopotów. - obawiałem się, że wcale nie chce, żebym z nim mieszkał. Cóż, czasami zdarzało mi się wagarować, uciekać z ostatnich lekcji czy przeskrobać coś gorszego w szkole, ale nie dostawało mi się zbytnio od ojca za to, bo on w ogóle nie zwracał na to uwagi.
- Miło Cię więc poznać. - znów uśmiechnął się szeroko, ukazując chyba wszystkie białe, lśniące zęby i po chwili upił jeszcze jeden łyk z filiżanki.
- Mi również, Wujku. - odparłem z lekkim uśmiechem.
Wuj patrzył na mnie przez chwilę po czym... zaśmiał się głośno, kręcąc głową jakby z niedowierzania.
- Gabriel... Ile Ty masz właściwie lat, co? - ciągle śmiał się, lecz trochę mniej intensywnie, niż przed momentem.
- Siedemnaście, a czemu pytasz, wu... - wujek przerwał mi stanowczo, lecz nadal się śmiał.
- Nie kończ... I nigdy nie mów na mnie wuj ani wujek, dobrze? Po prostu Andrew, po imieniu. Jestem niewiele starszy od Ciebie, więc nie ma takiej potrzeby. - powiedział miłym głosem.
- Dobrze, wu... Andrew. - poprawiłem się błyskawicznie, uśmiechając się przepraszająco - tak właściwie, to ile masz lat i jeżeli mogę wiedzieć, czym się zajmujesz? - musiałem zapytać. Jestem strasznie ciekawski, więc po prostu innej opcji nie było.
- Hm... Nie lubię się chwalić swoim wiekiem, ale Tobie powiem. Mam 25 lat. Pracuję w niewielkiej firmie, jako ochroniarz. Niedaleko domu jest mały supermarket. Jestem tam zatrudniony odkąd mieszkam sam, tutaj w mieszkaniu. A Ty, jak mi wiadomo, będziesz chodził do tego liceum kilka przecznic dalej, prawda...? - tutaj Andrew (jejku, jak trudno się przyzwyczaić!) posłał mi pytające spojrzenie.
- W sumie... Sam nie wiem. Tata nie powiedział mi nic na ten temat. Nagle dowiedziałem się że wyjeżdżam tutaj, do Ciebie, nie wiedziałem nawet, że Ty jesteś moim wujkiem, ani ile masz lat, nie wiem nic na temat tego całego zamieszania... - przyznałem ze wstydem. Ale nie wstydziłem się za siebie, tylko za mojego ojca.. Nigdy nie potrafił niczego porządnie dopilnować.
-Ah... Więc będę musiał zadzwonić do Eddy'ego i zapytać o szczegóły, bo nie tylko ty, ale ja także nic nie wiem... - spojrzał na mnie, wzruszając jednocześnie ramionami.

Siedzieliśmy jeszcze dobre dwie godziny i rozmawialiśmy. To o mnie, to o wujku. Miło mi się rozmawiało, a Andrew sprawiał się być sympatycznym i śmiesznym człowiekiem za razem. Przyznał, że nie umie gotować, co sprawiło, że się w pewnym sensie ucieszyłem. Uwielbiałem gotować, a w domu nie było na to warunków, więc tutaj, u wujka mogłem się nieco wykazać.
Wyszliśmy z wujkiem na spacer, bo poprosiłem go, czy mógłby pokazać mi okolicę. Byłem tutaj pierwszy raz, więc nie za bardzo się orientowałem. Pokazał mi moją szkołę, pobliski park, a później poszliśmy na zakupy do supermarketu, w którym pracował Andrew. Zwykły, mały sklep samoobsługowy, w którym aż roiło się od niemiłych sprzedawczyń. Co jakiś czas posyłały mi niemiłe spojrzenie, aż się bałem, że mnie zamrożą... Zrobiliśmy zakupy i wróciliśmy do domu. Zrobiłem kolację, a Andrew'owi najwyraźniej smakowała (z czego się bardzo ucieszyłem), bo zjadł ją niemal błyskawicznie.
- Smakowało Ci? - zapytałem z uśmiechem.
- Och, tak dawno nie jadłem tak porządnego posiłku! Ciągle jem tylko pizzę albo jakieś chińskie żarcie, aż się dziwię, że mogłem to jeść przez tak długi okres czasu... - zaśmiał się pogodnie, po czym dodał:
- Nie myj naczyń, jutro przed pracą wrzucę do zmywarki. Teraz przydałoby się zaprowadzić Cię do twojego pokoju, żebyś mógł się spokojnie wypakować i urządzić sobie po swojemu. Więc chodź. - Andrew wstał z krzesła, i udał się w stronę drugiego pokoju, przywołując mnie porozumiewawczo dłonią.
Otworzył drzwi, a moim oczom ukazał się mały, zgrabny pokoik, z biurkiem, jednoosobowym łóżkiem, szafą i półką. Ściany były jasnozielone, a na podłodzę wyłożone były panele w jasnym odcieniu.
-No więc... Widzisz co i jak. Rozgość się, a jak już skończysz możesz iść do łazienki. Ręcznik jest już przygotowany. Twój jest zielony, a mój granatowy. Tylko nie pomyl! - oznajmił po czym uśmiechnął się raz jeszcze i wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi, a ja zabrałem się za rozpakowywanie ciuchów. Otworzyłem szafę, układając kolejno spodnie, podkoszulki, bluzy... Wszystkie figurki ważne dla mnie wylądowały na półcę, a laptop wylądował na biurku. Po niecałych trzydziestu minutach wszystko leżało tam, gdzie leżeć powinno, a ja udałem się do łazienki. Otworzyłem drzwi do pomieszczenia, i ujrzałem wujka stojącego pod niezamkniętym prysznicem, który mył włosy i stał przodem do mnie. Szybko zatrzasnąłem drzwi, i usłyszałem po chwili krzyk wujka:
- Czego się tak wystraszyłeś!? Ja się nie wstydzę, spokojnie! - zaśmiał się, a ja z wciąż wielkimi oczami poszedłem do siebie. Po kilku minutach do mojego pokoju wszedł Andrew, i oznajmił:
- Gabriel. Pamiętasz tego chłopaka, który otworzył Ci drzwi? To był... Jakby na to nie spojrzeć to był mój chłopak... - oznajmił ostrożnie.
- Więc... więc ty jesteś... gejem? - zapytałem nieco zdezorientowany.
- Tak, jestem. Ale mam nadzieje, że nie przeszkada Ci to w dalszym utrzymywaniu naszych relacji?
- Nie, skądże. - zapewniłem pospiesznie. - Jestem tolerancyjny, nie jestem jakimś homofobem, jeżeli o to Ci chodzi. Możesz być spokojny. - nigdy nie miałem żadnych uprzedzeń do osób z inną orientacją. Nie przeszkadzają mi, więc nie mam po co się z nich wyśmiewać, czy cokolwiek w ten deseń.
- To dobrze! Mało jest takich osób jak ty, więc staram się z tym jakoś kryć... A ty?
- Co ja? - zapytałem bez zrozumienia. - Czy ja jestem gejem? Nie, jestem hetero.
- Ah, dobrze wiedzieć. - uśmiechnął się lekko po czym dodał jeszcze - Możesz już iść do łazienki... - powstrzymując śmiech wyszedł.
A ja? Poszedłem wziąć chłodny prysznic, po czym udałem się do siebie i zasnąłem szybko i bez większych problemów.
Może... Może nie będzie tak źle, jak to sobie wyobrażałem cały czas...?


Sekushi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz